Przejdź do treści

Beata Pachnik

Zapis Videorelacji

Beata Pachnik


Ja nazywam się Beata Pachnik z domu Szwemińska. Historię mogę zacząć opowiadać właśnie od moich pradziadków, to taka jest romantyczna historia, ponieważ mój prapradziadek stracił żonę, którą bardzo kochał. I niestety spowodowało to, że zaczął pić, był dosyć majętnym człowiekiem, ale poprzez alkohol Żyd go zlicytował. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że przestał dbać o dzieci, dzieci jakby chowały się samopas. Moja prababcia miła wtedy dwanaście lat, bawiła się na drodze, którą jeździły wozy konne i na jednym z wozów jechał pradziadek, i zobaczył ją, miał wtedy piętnaście lat (…) Przepraszam, bo to emocje są! Miał piętnaście lat i wziął ją na ręce, zaniósł do dziadka, i do ojca, i mówi: „Proszę ją przypilnować, bo ja po nią przyjadę i się z nią ożenię!” I faktycznie, kiedy miał osiemnaście lat przyjechał, prababcia miała wtedy już piętnaście, szesnaście, bo kiedyś tak dziewczyny młodo wychodziły za mąż, i rzeczywiście się z nią ożenił. No, była to wielka miłość, bo pradziadek był Austriakiem, wtedy była Galicja, wiadomo były zabory, prababcia była Polką i nie było to dobrze widziane. Rodzina jego oczywiście odwróciła się od niego, bo jak to tam! Z informacji rodzinnych wiem, że pochodził z Wiednia, na ile to jest prawdziwa informacja nie wiem. No i oczywiście wyparli się, bo jak to Polkę wziął za żonę? Oni bardzo się kochali! Mieli siedmioro dzieci. I była taka sytuacja, że we wsi zachorowała sąsiadka na tyfus, była sama wdowa z dzieckiem, a moja prababcia była dobrą kobietą pomagała jej i tamtemu dziecku. Ona wyzdrowiała, prababcia zachorowała, miała czterdzieści lat i babcia moja miała wtedy sześć lat i opowiada, że była taka sytuacja, że ona leżała w trumnie, miała piękne długie włosy, i pradziadek czesał te włosy, i całował. Tak ją kochał!

Czyli można powiedzieć, że to była taka miłość troszeczkę zakazana, bo były jakieś konflikty pomiędzy rodzinami, które wywodziły się z rodziny austriackiej, a rodzinami, które były polskie.

Tak.

A mimo tego, małżeństwo potrafiło stworzyć udany związek. I czy pani wie na przykład coś na temat pradziadów, czym się zajmowali na co dzień, i w jaki sposób sobie radzili, czym się trudnili? Jakieś ich zajęcia, czy jak po prostu wyglądało to życie w tej rodzinie? Jakieś tradycje może…

Wie pani co, moja prababcia była bardzo gospodarną osobą. Wiem, że żyli ubogo, no bo uprawiali tam pola, ale tam ziemia była żyzna, bo wiemy, że Ukraina miała żyzną ziemię. Ale pamiętam też takie wspomnienie, co dla mnie na przykład było szokiem, jako współczesnej kobiety, że prababcia urodziła dziecko i za jakiś czas wstała, i poszła robić dalej w pole. To, co się dzisiaj w głowie nie mieści, że takie sytuacje mogą być! Na pewno była kobietą zarobioną, no to tylko tyle wiem. Wiem tylko później, że zięć mojego pradziadka był kowalem i on tam przy nim mieszkał ze swoją córką. To tylko tyle wiem, a babcia dosyć młodo wyjechała do Lwowa za pracą, bo musieli jakoś… No nie było jak utrzymać! Skończyła szkołę taką wiejską, chyba czteroletnią z tego, co pamiętam, że miała podstawy uczenia, pisanie, czytanie… O takie! I pojechała do Lwowa wtedy, i tam pracowała jako służąca po różnych domach. Szczegółów nie znam, wiem tylko, że ponieważ ona była taką ubogą ale porządną kobietą i nie odpowiadała jej ta praca, bo miała różne propozycje, bogaci ludzie, wiadomo… I podjęła pracę w szpitalu, który to był imienia Rappaporta, już nie pamiętam też jaka ulica, tam pracowała na oddziale gruźliczym. I podejrzewam, że pracowała do wojny. No i też można powiedzieć, taka romantyczna historia w pewnym sensie, bo poznała tam mojego dziadka. Nie wiem, czy on ja zauważył na ulicy, czy…On chyba mieszkał w tej dzielnicy, gdzie był ten szpital, bo to Kleparów i chodził za nią, chodził, chodził. Moja babcia miała dwadzieścia siedem lat, a on miał dwadzieścia dwa, więc go goniła i mówiła, że smarkacz, ale był bardzo przystojny, taki typ Włocha. No, ale dziadek był uparty, chodził za babcią, chodził, chodził, aż wychodził. Rodzina nie bardzo, teście nie bardzo akceptowali, znaczy teść bardzo, natomiast teściowa niekoniecznie, bo mój dziadek z wykształcenia był tapicerem. Teść mojej babci pracował na poczcie, jako urzędnik podejrzewam, dokładnie nie pamiętam, co on tam robił, ale siedział chyba za okienkiem. No i bardzo był za moją babcią, a teściowa do końca nie. Do końca nie! No, to tak tyle.

A czy w jakiś sposób babcia wspominała Lwów, czy opowiadała o tamtych czasach, kiedy mieszkała we Lwowie? Może o tym, jak wyglądało miasto? Czy może jakieś charakterystyczne historie, które zapamiętała z tego okresu, kiedy starała się tam do pracy? Kiedy przyjechała do Lwowa i poznała dziadka…

No, właśnie tutaj dużo nie opowiem na ten temat, jak to wyglądało, jedyne co pamiętam, to że w maju brała ślub. Ten Janowski Park, chyba tam jest, to też o tym parku coś tam wspomniała. No, a tak babcia raczej nie była taka wylewna, ona tak ze szczegółami, poza tym, ja tak nie chciałam słuchać wtedy, bo ja byłam mała i wtedy to mnie tak nie interesowało, dzisiaj pewnie bym inaczej do tego podeszła, bo tego mi brakuje, a nie mam już kogo zapytać. No, ale wiem, że mieszkała z teściami i tam nie było zbyt różowo, tam urodziła dwójkę dzieci, moja mamę i wujka.

Pradziadkowie mieli siedmioro dzieci, tak jak pani wspomniała, babcia była jednym z nich, ale oprócz tego babcia miała rodzeństwo i chciałabym się zapytać odnośnie siostry pani babci, ponieważ wspomniała pani wcześniej, odnośnie tego, że spotkała ją tragedia życiowa. Została poszkodowana w wyniku akcji UPA- Ukraińskiej Powstańczej Armii. I czy mogła by pani coś powiedzieć na temat tej siostry? W jakiej miejscowości żyła? Jak wyglądało jej życie? I co się dokładnie jej przytrafiło?

Ta siostra nazywała się Ania. Z tego, co tam pamiętam i też, jak przeglądałam dokumenty, wyszła za mąż za kowala, jak już mówiłam wcześniej, i mieli tam kuźnię. Pradziadek razem z nimi mieszkał. No niestety wojna była! Oni byli Polakami i byli jeszcze katolikami, więc nie było to w ogóle mile widziane. Muszę zaznaczyć jeszcze, że sami mieszkańcy wsi byli życzliwi dla siebie, to nie było tak, że już był Ukrainiec, czy Żyd, czy Niemiec, oni wszyscy żyli zgodnie. No, ale niestety napadli na nich, nie wiem tylko czy w nocy, czy ten… Ukryli się w stodole, bo mój pradziadek, podejrzewam, że już wtedy nie żył. Ukryli się w stodole, on pomógł, ten mąż pomógł siostrze babci uciec do Lwowa z tymi dziećmi, sam nie wydostał się i się spalił. No i oczywiście został pochowany w nocy. No, ale tam już nie było zbyt dużo tego, to tak, jak ja byłam we Lwowie, dwa lata temu, to spotkałam pana, który pamiętał te czasy z tej wsi i on mi mówił, że to była taka mała paczuszka, jak go w nocy pochowali. Ja to szukałam, ale już niestety nie znalazłam miejsca pochówku. No i ta właśnie babci siostra już w tym Lwowowie została z tymi dziećmi, i już została na stałe…

Rozumiem. Ale babcia trafiła na Wybrzeże Gdańskie. I czy mogła by pani powiedzieć, jak wyglądały jej dalsze losy? Jak to się stało, że z Lwowa przyjechała na Wybrzeże?

Powiem to tak, że teściowa babci… No, moja babcia była patriotką, była Polką, nie chciała, żeby w dowodzie osobistym było napisane miejsce urodzenia – Związek Radziecki! To raz! Poza tym mąż nie wracał do Polski. Teściowa miała jeszcze dwóch synów, którzy brali udział w bitwie pod Monte Cassino i byli w Armii Andersa, też nie wrócili, po prostu się bali. I ona miała tutaj rodzinę, albo chciała się dostać, tego nie wiem do końca, bo przyjechała do Słupska, albo do Lęborka, i moja babcia nie chciała zostać sama z dwójką dzieci, to pojechała tutaj na Wybrzeże za nią. Mieszkały jakiś czas w Słupsku, potem się przeniosła tutaj na Wybrzeże, też nie wiem w jakich okolicznościach, bo mieszkała… Dostała w Sopocie kwaterunek i mieszkała na kwaterunku. To, co pamiętam z opowiadań mamy, że ja jak się urodziłam i miałam roczek, to teściowa mojej babci wyjechała do Argentyny, gdzie wcześniej tych dwóch synów wyjechało do Argentyny, bo dziadek został w Anglii, a oni wyjechali do Argentyny. I ona do tych synów tam pojechała.

Dobrze! A teraz może wrócimy jeszcze do tych czasów, kiedy rodzina mieszkała za Bugiem, można tak powiedzieć i czy na przykład babcia opowiadała coś na temat stosunków pomiędzy ludnością polską, ludnością żydowską, ukraińską, która zamieszkiwała tamte rejony? Czy coś pani wiadomo jest na ten temat?

Znaczy ja, jak kojarzę, to babcia mówiła, że była bardzo jedna wielka rodzina. Co mnie się bardzo też spodobało, że każdy raz na tydzień piekł chleb dla wszystkich. Tam przychodzili na przykład, pomimo, że moja prababcia była też biedna, ale miała dobre serce i się ze wszystkimi dzieliła. I przychodził taki Ukrainiec, zawsze dostał od niej zupę, no i potem była taka właśnie sytuacja… Nie wiem, czy w tej chwili o tym mówić, czy po kolei? Była taka sytuacja, że babcia będąc już we Lwowie, bo dziadek poszedł na wojnę, znaczy najpierw był zesłany na Syberię, potem poszedł, ale to już jest osobny temat. I jeździła za chlebem, że tak powiem, pod sam Zamość za ziemniakami, za zbożem, za wszystkim jeździła. I złapali ją Niemcy, no i tragedia, dwoje małych dzieci zostało, wujek miał chyba trzy latka, mama sześć. No, koniec! Obóz koncentracyjny! No i w trakcie, to pamiętam, że Niemcy kazali im się wszystkim do naga rozebrać, co dla mnie też było bardzo szokujące, bo pewnie ich tam kąpali, przygotowywali i mieli wywozić do obozu. I tam spotkała wśród tych Niemców tego Ukraińca, który współpracował z Niemcami. I ona powiedziała, że on się jej kazał położyć pod wagonami. I, że nikt tego nie znalazł, to cud prawdziwy! I ona się uratowała. On ją uratował bo on pamiętał, jak przychodził i ta matka dawała mu tą zupę, bo on był biedny. I on jej uratował życie! I Ukrainiec!

Właśnie to dosyć ciekawe, że mimo tego, ze jedna osoba była, załóżmy Polką, a druga Ukraińcem, że nawzajem wspierali się, nawzajem byli w takim dobrym sąsiedztwie. I też właśnie zwróciłam uwagę, jak pani wspominała, że jak umarła prababcia, to też pochowali ją w cerkwi, że to był taki wielokulturowy tygiel, że wszystko było przemieszane. Tak?

Ale z tym to jest jeszcze inna historia z tym pochowaniem, jeszcze inna i nie wiem, czy to tu jest w temacie, bo jak mówiłam pradziadkowie byli bardzo biedni. I poszli do księdza, bo oni byli katolikami, i ksiądz nie chciał ich pochować za darmo. A mój pradziadek mówi: „No, nie mam pieniędzy! No, co mam zrobić?! „Nie! Nie zapłaci pan, to nie pochowam!” I wtedy on położył trumnę na wóz i pojechał do popa, i w prawosławiu została pochowana!

Czy na przykład, babcia pamiętała jakieś obyczaje związane z weselem, jak brała ślub z dziadkiem?

Nie! Nic z tego nie wspominała! Nic!

Na temat wesela…

Tyle, że w maju było.

I nie wiadomo, w jakim to roku miało miejsce?

Mama się urodziła w ‘34, no to musiał być ‘33… Maj, ‘33. Jest jeszcze takie opowiadanie, babcia mówiła, że ta matka urodziła dziecko i to dziecko ktoś wziął na ręce, niefortunnie wziął i się złamał kręgosłup, i ono leżało, zanim zmarło, to leżało i płakało, bo nic nie mogli zrobić. I ono jest pochowane właśnie z moja prababcią, w jednym grobie.

W jednym grobie, rozumiem (…) Teraz już może przejdziemy i całkowicie wyjdziemy z tych wątków z Galicji i przejdziemy do Gdańska. Czy babcia, jak przyjechała, w jakiś sposób wspominała ten kraj? Tą ziemię utraconą, można powiedzieć kraj jej dzieciństwa, raczej z nostalgią? Czy…

Tak! Zawsze, zawsze!

Czy z jakąś traumą?

Ona zawsze traktowała pobyt tutaj, w Sopocie, jako tymczasowe. Ona wierzyła, że ona tam wróci! No, nie dopuszczała, ona zawsze cały czas  była myślami, cały czas… Jedyne, co pamiętam, to tak: jadła tylko barszcz, pierogi ruskie, to były takie tradycyjne. Zresztą u mnie w domu też, jak była Wigilia, to były takie typowo te… Mama raz spróbowała raz zrobić kutię, bo babcia też, no i udało jej się zdobyć produkty, bo wtedy nie było tak prosto. I tą kutię zrobiła, i oczywiście nikt nie chciał jeść, bo myśmy nie znały tej potrawy, ona była bardzo słodka, ale to zapamiętałam. I te pierogi, i ten barszcz! Ja zresztą do dzisiaj też kultywuję, bo ja sobie nie wyobrażam w ogóle świąt bez takiego barszczu.

Czyli cały czas nawiązywała do tej tradycji?

Cały czas żyła tym! Cały czas!

Od dzieciństwa można powiedzieć.

Poza tym mama kupowała książki na temat Lwowa, na temat bitwy pod Monte Cassino. Cały czas tym żyła! I nawet tutaj wtrącę taki wątek, że była ciężko chora i umierała, nie zdawała sobie sprawy z tego, że to jest już koniec, no i mówi, „że, jak ona wyjdzie ze szpitala, to ona mnie i siostrę zabierze do Lwowa i pokaże nam swoje miasto”. Nie zdążyła niestety,  więc dlatego ja postanowiłam pojechać sama.

Czyli nie udało jej się, tak naprawdę wrócić do tego miasta. Nie udało jej się do końca życia, ale pani udało się tam dotrzeć i odnaleźć informacje na temat rodziny. Czy mogła by pani troszeczkę o tym nam opowiedzieć?

Ja przygotowywałam się do tego wyjazdu dwa, trzy lata, bo to nie było takie łatwe dla mnie. Nie znałam nikogo! Ja wiedziałam, że jest jakaś rodzina we Lwowie, bo to byli potomkowie mojej babci siostry. No, ale już nie wiedziałam jak dotrzeć, bo kiedyś pamiętam, że oni przyjechali do Sopotu, kuzyni mojej mamy, ale to były lata 70-te. Nie miałam żadnych kontaktów. Nic! Mama chciała nas bardzo zabrać do tego Lwowa, więc powiedziałam: „Ja muszę to zrobić!” Fajnie jakoś tak podpasowało, że był samolot z Gdańska, szybciutko, pięćdziesiąt minut i byłam we Lwowie. Wcześniej szukałam kontaktów, najpierw pisałam do sióstr zakonnych, tam nikt nie zareagował. Potem znalazłam księdza, który miał między innymi w swojej parafii tą wieś, gdzie babcia się urodziła. No i napisałam do niego, mało liczyłam, że się odezwie, ale jakimś cudem odezwał się. Włożył dużo pracy też w to, bo pojechał do tej wsi, przysłał mi zdjęcia, znalazł pana, który pamiętał mojego pradziadka. I ja postanowiłam pojechać. Przyjechałam do tego Lwowa, on mnie odebrał z lotniska, oczywiście mi załatwił zakwaterowanie, pojechał ze mną do tej wsi, ale tak pojechał, tylko ogólnie mi pokazał, żebym mniej więcej widziała. Potem ja już sama do tej wsi pojechałam, do tej rodziny i muszę przyznać, że tak mnie przyjęli, jak swojego! Ten pradziadek, ten pan Mikołaj, osiemdziesiąt osiem lat… Super! Super! I umysłowo i fizycznie! Jak on się ucieszył! I on mi właśnie opowiadał, to co ja mówiłam, że ten mój, mojej babci, siostry mąż był spalony. No i takie różne ciekawostki i taką fajną rzecz mi na końcu powiedział, jak już mnie odprowadzał na przystanek. Mówi: „Wie pani po co ta wojna? Po co te niesnaski? Przecież my jesteśmy wszyscy tacy sami!”

Wszyscy jesteśmy ludźmi!

Tak! I tak naprawdę, tak mnie serdecznie przyjął, że ja byłam bardzo wzruszona! On mówi: „Wojna jest niepotrzebna, bo to tylko ktoś na tym korzysta, a my jesteśmy zwykli ludzie. Nie powinniśmy się tak nienawidzieć”. Przyznałam mu rację, obiecałam, że wrócę, ale taka jest sytuacja, pandemia i niestety wszystko wzięło w łeb.

Czy może pani wymienić te miejscowości, które pani odwiedziła?

No, ja głównie poruszałam się… Byłam w tej Demni, to żeśmy przeszli, byłam w miejscu, gdzie stał dom rodzinny mojej babci. W tej chwili jest tam łąka i jest jakiś taki budynek, nie wiem, czy transformator? No, jakiś taki gospodarczy. Babcia zawsze wspominała o tej rzece, ta rzeka się nazywała Zubrza, to pan Mikołaj powiedział, że jest tak zanieczyszczona, że… I ciekawą rzecz pokazał mi, chociaż nie wiem, czy to jest prawda? Mój pradziadek bardzo kochał jabłonie. I tam właśnie kwitły, bo ja byłam pod koniec kwietnia, kwitły jabłonie, i on mi powiedział, że to są jabłonie mojego pradziadka, więc oczywiście zrobiłam zdjęcie. No i fajnie! Nie wiem, czy to była prawda, czy nie prawda? On tak twierdził, że on je pielęgnował i tak dalej. Poza tym głównie poruszałam się po Lwowie. Oczywiście Stare Miasto, bo chciałam zobaczyć Lwów, ale ponieważ, to była dla mnie podróż bardzo emocjonalna, więc ja chodziłam po miejscach, które pamiętam z dzieciństwa, co babcia zawsze opowiadała, głównie Kleparów. Przeszłam cały Kleparów, no nie byłam na cmentarzach, bo tam jest pięć cmentarzy we Lwowie. No, nie bardzo wiedziałam, na który? Byłam tylko na Cmentarzu Łyczakowskim, który dla mnie… Bardzo duże emocje wywołał, szczególnie ten cmentarz polski. Tak trafiłam, że była piękna pogoda, ale nie było gorąco…

To może o tym Kleparowie, może jeszcze pani jeszcze wspomni, co zapamiętała rodzina z tego Kleparowa?

Babcia mało tam mówiła o tym Kleparowie. Wiem, że w Kleparowie mieszkała z rodziną dziadka, ale tam były niezbyt sytuacje miłe z kuzynostwem, podejrzewam, bo tam było ostro i nawet doszło do czegoś takiego, że chcieli siekierą drzwi wyłamać. To pamiętam takie opowiadanie. No i co? Babcia w czasie, to była wojna, dziadka nie było, mieli psa wilczura, nazywał się Miran. I babcia handlowała olejem na rynku, bo jakoś musiała tam przetrwać. I ja myślę, że między innymi dlatego przyjechała do Sopotu, bo nie miała tam możliwości, ani mieszkania, ani nic, a tu była teściowa i dlatego. Więcej o Kleparowie nic nie wiem, wiem, że tylko się przewija: „O! Kleparów, Kleparów…”

Czyli z taką nostalgią ten Kleparów?

Z nostalgią. One zawsze tam były, one tutaj mówią, że są tymczasowo, tam były zawsze. I ja wiem, że mama też zawsze, że jak są jakieś programy, no tego było mało wtedy. Szkoda, bo teraz jest dużo właśnie takich rzeczy w telewizji, a ich już nie ma…

A, jak wspominała ten szpital na Rappaporta ? Czy coś opowiadała więcej o tym szpitalu? Co to była za instytucja? Jak wyglądała jej praca w tym miejscu?

No, był to oddział gruźliczy, ale babcia nie była nigdy przeciwna, ani Ukraińcom, ani nikomu, jedyne co, to miała uraz do Niemców, nie wiem dlaczego, to do końca życia jej zostało. Ale mówiła, że było bardzo czyściutko, że był taki czysty szpital i chyba była zadowolona. Ja się jej pytałam: „Czy nie bałaś się babciu, czy się zarazisz?” „Nie myślało się o tym!” Musiała pracować po prostu i pracowała.

Przyniosła pani do nas, tutaj taką pamiątkę związaną z rodziną. Czy mogła by pani opowiedzieć o tej kamizelce?

Tyle, co ja pamiętam, bo tak babcia raczej skąpo opowiadała o swoim życiu, ta kamizelka była uszyta przez babcię. Ona sama, bo babcia w ogóle umiała szyć i sama ją uszyła. I ja, jak byłam już taką nastolatką, to ja dostałam tą kamizelkę, bo ona mi się zawsze podobała, jak przychodziłam do babci. I co ciekawe, bo przecież jechały bydlęcymi wagonami, brały tylko to, co potrzeba, a to babcia wzięła… I wzięła tak samo buty, które robiła przed wojną u szewca i jeszcze po wojnie je nosiła. Oczywiście te buty gdzieś przepadły, ale były tak zrobione… I te buty też wzięła, te buty i tą kamizelkę. Oczywiście tam jeszcze jakieś zdjęcia, ale to podejrzewam też wszystko przepadło. No, ale nie wiem dlaczego właśnie akurat tą kamizelkę wzięła? Nie mam pojęcia! A ja ją dostałam i ona leżała u mnie w szafie, i teraz chciałabym, żeby ktoś jeszcze z tego skorzystał, żeby Muzeum miało jakiś pożytek. Przyjdą oglądać, to będą wiedzieli.

A jeszcze mam takie pytanie odnośnie tych tradycji, bo wspomniała pani, że babcia przyniosła stamtąd tradycje gotowania? A czy na przykład jeszcze jakieś inne tradycje? Czy znała jakieś piosenki? Czy jakieś charakterystyczne przysłowia z tamtych terenów?

Pamiętam taki zwrot: „Ta joj”.

„Ta joj”, tak jak mówiło się we Lwowie.

„Ta joj”, ten zwrot był. Tak! No i poza tym babcia chodząc do szkoły nauczyła się dwóch wierszy. To znaczy ja ich w tej chwili nie powtórzę, ja ich mam w notesie, w domu. Ale to były tak piękne wiersze, że ja je w końcu zapisałam sobie w notesie, bo mówię: „Przepadną kiedyś!” Ja nigdy tych wierszy później w żadnej książce nie spotkałam. I mam, i zawsze mi babcia od małego, zawsze o tych wierszach mówiła. Tak, jeśli chodzi o tradycje, to właśnie głównie gotowanie. Tak więcej, to raczej nie, b ona jako młoda dziewczyna wyjechała do tego Lwowa, musiała sama sobie jakoś w życiu radzić, bo na wsi była bieda i dużo głodu.

Czyli tak mogę wywnioskować, że pani traktuje ten Lwów, czy te tereny Galicji bardzo sentymentalnie, że planuje pani jeszcze wyjazd w te miejsca?

Chciałabym, chciałabym…

I dla pani to jest taka druga ojczyzna?

No, muszę powiedzieć, że jak wylądowałam w tym Lwowie, to poczułam się jak w domu.

Dobrze, to dziękuję w takim razie za rozmowę i dziękuję, że zechciała się pani podzielić z nami swoją historią rodzinną. I zapraszamy w takim razie do naszego Muzeum.

No, bardzo mi miło, że mogłam swoją wiedzę i historię dla potomnych przekazać.

Dziękuję.

Dziękuję


#Lwów,   #wojna,   #Kleparów,   #Demnia,   #Zubrza,  

Zobacz także

  • Danuta Cedzyńska z d. Wojtkiewicz
    • Rok urodzenia: b.d.
    • Nazywam się Danuta Cedzyńska z domu Wojtkiewicz. Proszę, żeby Pani na początku opowiedziała o swo...